- Jak wygląda sytuacja zawodowa silversów na rynku pracy?
- Z jakimi trudnościami mierzą się przedstawiciele tej grupy zawodowej?
Kilka dni temu obejrzałem film Praktykant (The Intern) z Anne Hathaway i Robertem De Niro. Produkcja lekka i przyjemna, dobrze zagrane role i prosta historia. Przy okazji trafiłem na promujące film hasło: Doświadczenie nigdy się nie starzeje. Czyżby?
De Niro w produkcji wciela się w postać siedemdziesięcioletniego emeryta z Manhattanu, który nie docenia uroków nadmiaru wolnego czasu. Odpowiada na ogłoszenie firmy zajmującej się internetową sprzedażą odzieży i rozpoczyna pracę jako stażysta. Tymczasem Anne Hathaway, jako właścicielka borykająca się z wieloma problemami związanymi z zarządzaniem organizacją, dopiero po jakimś czasie dostrzega walory praktykanta, który okazuje się być wieloletnim wiceprezesem firmy wydającej książki telefoniczne i finalnie bardzo jej pomaga, odwołując się do swojego bogatego doświadczenia. Happy end, kurtyna.
Jestem silversem, pracuję zawodowo od ponad trzydziestu lat, z czego przeszło dwadzieścia zajmuję się zarządzaniem. Od kilku borykam się z brakiem stałego zatrudnienia i funkcjonuję od zlecenia do zlecenia, a to nie jest proste ani komfortowe. Nie będę przytaczał statystyk, ile spersonalizowanych CV wysłałem, ani jakich innych narzędzi użyłem, aby znaleźć pracę. Nie w tym rzecz, korzystałem ze wszystkich. Bezskutecznie.
Mała prowokacja
Przy okazji kolejnego znalezionego ogłoszenia pozwoliłem sobie na intelektualną prowokację. Jedna z sieci handlowych prowadziła rekrutację na stanowisko kierownika sklepu. W kilka dni po złożeniu aplikacji otrzymałem automatyczny e-mail, że po długiej analizie firma nie jest w stanie zaproponować mi udziału w dalszej części procesu rekrutacyjnego. Spodziewając się takiego obrotu sprawy, poszedłem o krok dalej. Na stronie sieci znalazłem jeszcze jedno ogłoszenie, tym razem na stanowisko kierownika regionalnego, i mniej więcej po tygodniu zaaplikowałem. W podobnym czasie otrzymałem identyczną wiadomość. Gdzie prowokacja? Okazało się, że prawdopodobnie moje CV nie przeszło automatycznej kontroli, bo do zgłoszenia konieczne było jeszcze udzielenie odpowiedzi na kilka pytań, w tym o doświadczenie zawodowe w latach. Mógłbym godzinami głowić się, jakich kompetencji w moim zawodowym życiorysie nie dostrzegł rekruter, a które sprawiły, że nie mogę być kierownikiem sklepu – którym na początku swojej kariery byłem. A tymczasem rekruter pewnie w ogóle nie widział mojego CV.
Często przeglądam serwisy z ogłoszeniami o pracę i widzę te same oferty umieszczane w przeciągu kilku miesięcy. Żaden kandydat się nie nadawał? A może po trzech miesiącach wybrany w rekrutacji pracownik nie okazał się ideałem, czarodziejem sprzedaży lub kimkolwiek innym?
Równie często zaglądam na portale biznesowe i widzę np. filmiki, w których rekruter zachwala stanowisko, na które musi znaleźć odpowiednią osobę, i zachęca do aplikowania. Jest tak przekonujący, że aż mam ochotę wysłać mu 500 swoich zgłoszeń i zapytać, czemu żaden z jego kolegów nie wybrał mnie nawet do wstępnej rozmowy.
Kiedyś, w przypływie frustracji, po kolejnym podziękowaniu za udział w rekrutacji, zadzwoniłem do konsultanta i zapytałem, dlaczego mnie odrzucił. Okazało się, że w ogóle nie czytał mojego CV, bo miał za dużo zgłoszeń. W jednej z firm, w której pracowałem, prowadziłem rekrutację i potrafiłem przeczytać 500 CV dziennie, zajmując się jeszcze innymi obszarami. Co to znaczy za dużo zgłoszeń?
Pozostałe 56% artykułu dostępne jest dla zalogowanych użytkowników serwisu.
Jeśli posiadasz aktywną prenumeratę przejdź do LOGOWANIA. Jeśli nie jesteś jeszcze naszym Czytelnikiem wybierz najkorzystniejszy WARIANT PRENUMERATY.
Zaloguj Zamów prenumeratę Kup dostęp do artykułuMożesz też zobaczyć ten artykuł i wiele innych w naszym portalu Sprzedaz 24. Wystarczy, że klikniesz tutaj.